Fallow me

Fallow me

piątek, 20 stycznia 2012

Pierwsze przejście c.d.








       Duch wrzasnął wściekle, nie rozumiejąc co się dzieje. Koty zdołały rozerwać jego lodową mgłę i przedostać bliżej, zataczając wokół coraz ciaśniejsze kręgi. Ich mruczenie dudniło w całej okolicy. Powinien był z łatwością je odgonić, ale nagle zdał sobie sprawę, że nie może się ruszyć. Spojrzał w dół. Dziewczynka klęczała na ziemi, skulona i rozdygotana, kot w jej ramionach patrzył na niego gniewnie. Mamrotała coś cicho, ale nie potrafił rozróżnić słów. Jeden z kotów skoczył nagle do góry, wpijając się ostrymi zębami w jego szyję. Wisiał przez chwilę w powietrzu, by zaraz opaść na oblodzone kamienie z zakrwawionym pyskiem. Ciało na ziemi zadrżało i skuliło się jeszcze bardziej, otoczyła ich mleczna biel. Rozejrzał się zdezorientowany, koty na szczęście zniknęły. Nagle poczuł, jak coś wsysa go z wielką siłą, rzucając w ciasny, rozjarzony bielą korytarz. Nie miał pojęcia co się dzieje i co poszło nie tak, ale gdy znajdzie się po drugiej stronie, będzie gotowy. Musiał opanować to dziecko, które pojawiło się na jego drodze. Żywa, ludzka istota, nie z tego świata. To jedyna szansa, żeby przetrwać.

      Kot spojrzała na zamkniętą Bramę. Nic się nie działo, była tu zupełnie sama. Gdzie podziały się koty? Zawsze był tu choć jeden, milczący strażnik.
Cisza pękła nagle, zwalając ją z nóg, poczuła silne uderzenie w tył głowy. Zanim upadła, zdążyła zauważyć, że Wrota rozchyliły się nieco, jakby wielkie usta smakowały zapach przyszłego posiłku. Kolana bolały ją od upadku, w głowie huczało nieznośnie. Duch stał nad nią, wielki i  zły, czarne dziury jego oczu płonęły zimnym gniewem. Rozchylił wielkie usta, w których ziała kolejna czarna dziura i widniały dwa rzędy ostrych jak u rekina kłów. Pochylił się, chwytając w szponiastą łapę jej włosy. Przeraźliwe zimno spłynęło od czubka jej głowy aż po końcówki palców u stóp. Zadrżała, czując że robi się jej niedobrze, a czarne dziury zaczynają ją pochłaniać. Zaśmiał się okrutnie, mrużąc ślepia, obiecując jej świat pełen pustki i okropieństw, o jakich nigdy nawet nie śniła.
Nie!
Kot poderwała się do góry i odskoczyła, zdziwiona. Duch, równie zaskoczony, puścił ją, rozglądając się na boki. Otworzył szeroko puste oczy, w których teraz widział strach. Co się stało?
Cofnął się, chyba chciał uciekać, ale było już za późno. Brama syknęła czeluścią, wyciągając widmowe dłonie po swoją ofiarę. Duch szarpał się rozpaczliwie, wściekły. Wrzeszczał i klął, wzywając na pomoc jakieś potęgi, ale Brama była nieugięta. Nie spocznie, póki nie weźmie swojej należności. Koty ostrzegały ją, gdy trafiła tu po raz pierwszy. Nie wolno dać się złapać ani omamić, nie wolno się bać i trzeba pozostać przytomnym. Powtarzała to teraz jak modlitwę, ale była bardzo zmęczona, nie mogła skupić myśli, a strach czaił się gdzieś na granicy świadomości, gotów nią zawładnąć. Usiadła, siły całkiem ją opuściły. Zostań przytomna, zostań przytomna – powtarzała w myślach, patrząc jak widmowe dłonie suną w jej stronę. Tańczyły w powietrzu, owijając się wokół jej kolan i rąk, ale nie czuła ich, jeszcze jej nie złapały. Zaciekawiło ją, co może być po drugiej stronie. Dokąd odchodziły te wszystkie duchy?
Świat zadrżał, gdy coś wybuchło. Duch nagle stanął w płomieniach, czarne błyskawice skakały po nim i po Bramie. I wtedy zobaczyła kota. Czarnego jak noc, o kobaltowych oczach. Wpatrywał się w ducha z wyraźnym okrucieństwem i satysfakcją. Podszedł do niej, wdrapał się na jej ramię i owinął miękki ogon wokół jej szyi. Słyszała jego mruczenie, które po chwili stał się jedynym wyraźnym dźwiękiem, który słyszała. Macki zaczęły się cofać, niepewne, nie czuła też drżenia pod stopami. Obraz przed jej oczami zaczynał się rozmywać w niewyraźną plamę.
Kiedy ostatni raz spojrzała na Bramę, ta pożerała już płonącą zjawę, odchylając się pod dziwnym kątem.

      Obudził ją dźwięk imienia, którego nikt dawno nie wymawiał. Imienia, które zapomniała wieki temu. Coś chodnego i miękkiego dotykało jej twarzy. I coś pachniało niesamowicie. Chciała wtulić się w ten zapach i miękkość i tylko spać.
     - Już dobrze. Wszystko będzie dobrze.
Ktoś szeptał, tuląc ją mocno, czuła zapach świec, mokrych kamieni i liści, a wszystko okryte inną wonią, której nie mogła się oprzeć. Gdyby tylko mogła jej skosztować.
Kiedy otworzyła oczy, leżała w miękkiej pościeli. Na stoliku obok łóżka stał wazon z kwiatami, na których coś błyszczało. Świetliki?
Miau.
Czarny kot siedział na kołdrze, wpatrując się w nią z uwagą. Dotknęła ostrożnie jego ucha, ale nie uciekł. Uśmiechnęła się.
     - Dziękuję. – Przesunęła palcem pod jego lewym okiem. Zamruczał, zadowolony. Przyjmował pieszczotę, a potem podszedł bliżej i polizał jej nos. Może uznał ją za małego kociaka? Usiadła powoli, tuląc go do piersi.
Dziękuję, dziękuję, dziękuję.
Lizał jej palce, chyba zachwycony ich smakiem. Mrużył przy tym oczy, okręcając się na jej ręce. Był wspaniały.
Czuła się trochę ociężała i nadal rozkojarzona. Właściwie miała wielką ochotę się rozpłakać. Nie wiedziała gdzie jest, ani co się naprawdę stało. Czego chciał ten duch i jakim cudem wyszła z tego cało?
     - Odpoczęłaś? – Drzwi otworzyły się cicho, do pokoju wleciały dźwięki muzyki i mieszanka zapachów. Wujek uśmiechał się do niej czarująco. Patrzyła na niego zdziwiona. Co on tu robił? – Wypij to, kochanie.
Podał jej gliniany kubek, na którym wymalowano pojedynek dwóch rycerzy. W środku było kakao. Wypiła, tonąc w cudownym, uspokajającym smaku, od czasu do czasu podnosząc na niego oczy.
     - Nie bądź taka zdziwiona. To ja o mało nie dostałem zawału.
Kiedy opowiadał jak ją znaleźli, kot patrzył na niego nieufnie, usadowiony wygodnie na jej kolanach. Widziała jak poruszał wąsami, jakby wątpił w jego słowa.
Najpierw pojawiła się mgła i zimno, a potem usłyszeli wrzask, który wstrząsnął budynkiem. Kiedy wybiegli na zewnątrz, zobaczyli tylko jak znikają, wessani przez coś. Utworzyli magiczny krąg, próbując ją odnaleźć.
     - Ale skąd wiedziałeś?
     - Koty. Zawsze są z tobą, a te które zostały, naprowadziły mnie na właściwy trop. Dobrze, że zdążyłem na czas. Zdaje się, że ten duch był dość niebezpieczny. Nie powinien był wchodzić do miasta, coś musiało go tu zwabić. Jak się czujesz?
     - Już lepiej, dziękuję. – odstawiła kubek. -  Ale nadal nie wiem gdzie jestem, czuję się trochę zagubiona. Jakbym zbyt szybko kręciła się na karuzeli. To minie?
     - Minie, nie przejmuj się. Jak już całkiem dojdziesz do siebie, wytłumaczę ci to. Na razie jesteś zbyt zmęczona. Cierpliwości. Postaraj się zasnąć, odpocznij.
Kot podniósł czarną głowę, zamiótł ogonem kołdrę, jakby chciał zaatakować. Fuknął na niego, odwrócił się ostentacyjnie i wdrapał aż pod jej brodę, przymilając się. Objęła go, całując w każde ucho, potem w nos. Działał lepiej niż kakao.
     - One naprawdę cię kochają.
Kiedy wyszedł, owinęła się kołdrą, tuląc kota. Obawiała się zasnąć, nie chciałaby spotkać we śnie tego, co dziś widziała. Ale kot spał obok niej, spokojnie, ufnie wtulony w jej ramię. Uśmiechnęła się sennie. Kiedy zasypiała, jakaś resztka jej świadomości zarejestrowała, że ktoś gładzi ją po policzku i życzy pięknych snów. Ale w pokoju był tylko czarny kot.

                                                                          * * *


























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz