Fallow me

Fallow me

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Cassir c.d.

 Cassir c.d.

Adrian wziął ją za rękę i wyprowadził do przyległego pomieszczenia. Wyglądało na to, że tą poważną rozmowę, chciał przeprowadzić z nią. Jego ponure spojrzenie nie wróżyło najlepiej. Już się nie uśmiechał, tylko patrzył przed siebie w milczeniu, pełen powagi. Kot dreptał cicho u jej boku, jak strażnik utkany z cienia i ciemności.
Posadził ją w głębokim fotelu i zajął miejsce na przeciw niej. Ponieważ nic nie mówił, miała czas by się rozejrzeć. Pokój wyglądał trochę jak ich mieszkanie, pełen książek, płyt, zapachów. Kolory na ścianach, meble, wszystko było zaskakująco znajome: stolik do herbaty, na którym stała zastawa i leżało kilka tomów w starych oprawach; zapach kurzu i papieru, kawy, tytoniu. Gdyby była taka możliwość, przytuliłaby to wszystko.
     - Wiesz, jak bardzo było to nierozsądne?
     - Domyślam się już. Ale przecież nic mi nie groziło, miałam strażnika no i jednak przestrzegał zasad, choć nie mam pojęcia, o co w nich chodzi. Tylko rozmawialiśmy. Mam nosić ze sobą osikowe kołki?
     - Przeczytałaś za dużo książek. Stanowczo za dużo. Powinnaś ograniczyć się do szkolnych lektur i bajek dla dzieci w twoim wieku. Co teraz czytacie?
     - Nic ciekawego. I mamy teraz wakacje.
Wyglądał na pokonanego, ale wciąż musiał być zły. Pokręcił głową.
     - Masz dopiero dwanaście lat. Na wampiry i całą resztę, przyjdzie jeszcze czas. Nie spiesz się tak bardzo. Ten ostatni wypadek z duchem chyba nie należał do przyjemnych i powinien był dać ci do myślenia.
Kot uporczywie wpatrywała się w swoje buty. Oczywiście, że nie należał. Na samo wspomnienie dostawała dreszczy i coś nieprzyjemnie ściskało ją w żołądku. Wtedy pierwszy raz naprawdę się bała. Obecność kotów nie dała jej poczucia bezpieczeństwa, a przecież walczyły razem z nią. Co by się stało, gdyby nie pomoc z zewnątrz? Pewnie duch pociągnąłby ją za sobą na dugą
 stronę Bramy. Zacisnęła ręce na brzegu swetra, zdrętwiała.
     - Proszę cię tylko o odrobinę rozsądku i trochę zrozumienia dla moich nerwów. Nie chcę, żebyś zamartwiała się na zapas, ale musisz zrozumieć, że ten świat nie jest tak przyjazny, jak może się wydawać na początku. Mogłem ci wtedy pomóc jedynie dlatego, że przerwałem więź łączącą cię z tamtym światem, czymkolwiek on jest. Nic o nim nie wiemy, ty pewnie też nie. Marianna miała siedemnaście lat, gdy odkryła nasze istnienie; twoja matka prawdopodobnie nigdy się o nas nie dowie, chyba, że zostanie postawiona przed faktami. Z pewnością ma jakieś predyspozycje.
Milczała przez chwilę, niepewna czy powinna w ogóle odpowiadać.
     - Nie jestem żadną z nich – wyszeptała tylko.
     - Nie jesteś – przyznał, wwiercając w nią stalowe spojrzenie. Nie chciała, żeby się na nią złościł. Była wdzięczna za pomoc i uwielbiała go ponad miarę. Budził się w niej bunt, któremu zamknęła usta. Powinni byli ją ostrzec, powiedzieć, z czym będzie miała do czynienia. Zamiast tego pozwalali jej bezkarnie spacerować po stronie Cienia i zaczepiać spojrzeniem różne stworzenia. Kiedy ostatnio poszli na lody do Starego Miasta, patrzyła zaczepnie na błękitnookie rusałki, które bawiły się, zmieniając ciśnienie w miejskiej fontannie i ochlapując dzieci kaskadami wody. Maluchy biegały radośnie w kałużach, głuche na skargi rodziców, rozganiając gołębie. A rusałki szczerzyły do niej ostre zęby, jakby chciały zagrać w zupełnie inną, bardziej okrutną grę. Wtedy ciocia położyła rękę na jej ramieniu, odwzajemniając ich złe spojrzenie. Jakoś tak wyszło, że na nią nie zwrócili uwagi, albo uznali, że nie zrobiła nic złego. A powinni byli od razu ją ostrzec. Pewnie te piękne dziewczęta nie będą dla niej zbyt miłe w przyszłości, pomne na wszystkie morderstwa na rybach, dokonane przez kocią brać. A przecież ona nie miała w domu nawet akwarium. Dlatego teraz przeprosiła tylko cicho, zatrzymując myśli dla siebie i wspominając, że mogliby opowiedzieć jej więcej o tym, co mogła tu znaleźć i przed czym mieć się na baczności. Kot zamiauczał współczująco i wdrapał się po jej ręce, by wtulić się w jej ramiona. Przy nim jednym, ginęły wszystkie światy i wszystkie stworzenia, mniej lub bardziej realne. Pocałowała czarną mordkę, wdzięczna i szczęśliwa. Adrian rozsiadł się wygodnie, zdecydowany.
     - W porządku.
       Dziewczynka wpatrywała się w niego z zachwytem, chłonąc każde słowo. Nie powinna być aż tak zafascynowana, chociaż wiedział, że żywo interesowało ją wszystko, co niezwykłe. Dzieci uwielbiają takie historie. Wiedział wprawdzie, że jego słowa nie wpadają w próżnię, ale jakoś nie mógł zdobyć się na wiarę, że ona rozumie sytuację i ewentualne zagrożenia. Nawet jeśli zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa i będzie ostrożna, to życie nauczyło go, że złośliwy zbieg przypadków niósł przykre konsekwencje. A on lubił tę małą, rozbieganą istotę, którą Marianna kochała jak własną córkę. Co mógł jej powiedzieć, by zachowała dystans i nie stała się bohaterką z przypadku? Bał się o nią i miał ku temu solidne podstawy. Cassir z pewnością ją zachwycił. A ona jego, był tego pewien. Wolałby, gdyby spotkali się później, gdy dziewczynka trochę podrośnie. Tak właściwie miało go tu dziś nie być, nie powiedział mu o nowej podopiecznej. Postawiony przed faktem dokonanym, mógł tylko iść dalej i mieć nadzieję, że dumny wampir nie uzna jej za świetną przekąskę. Marianna zmyje mu głowę, nie ufała wampirom. Chociaż znała Cassira już długi czas, zawsze czujnie patrzyła mu na ręce. Albo na kły. Jej zazdrość mile łechtała jego próżność, ale teraz sytuacja była cokolwiek inna. Zazdrość i strach nigdy nie idą w parze. Na ile znał żonę, nie pozwoli by tych dwoje zbliżyło się do siebie za bardzo, co pewnie i tak przyniesie wymierny skutek. Kot była zbyt podatna na nowe rzeczy, a zbyt mało na dobre rady. Wciąż przyglądała mu się z przepraszającą miną, tuląc do siebie kota.
     - Będę ostrożna, obiecuję. Nie chciałam cię zmartwić – wymruczała z miną małego, bezbronnego kociaka. – Nie zrobisz mu krzywdy? – Podniosła na niego proszące, zielone oczy. Może instynkt podpowiadał jej, że nie musi bać się wampira? Kot polizał jej rękę i odwrócił się, rzucając mu wymowne spojrzenie.
     - Dobrze – westchnął z rezygnacją. Z dziećmi ciężko jest wygrać. – Nic złego mu nie zrobię, tylko pouczę. Zgoda?
Pokiwała energicznie głową a jej twarz powoli się rozpromieniła. I pomyśleć, że jeszcze sto lat temu nie dałby jej szans na jakikolwiek sprzeciw. Skończyłaby w ciemnym pokoju lub komórce, zupełnie sama i tak długo, aż zrozumie swój błąd i przeprosi. A teraz? Już jej wybaczył, a gotów był na wiele więcej. Skapitulował przy małej dziewczynce. Co się dzieje z tym światem?
     - Dziękuję – uśmiechnęła się tak cudownie i z taką wdzięcznością, jakby podarował jej zamek pełen tajemnic, które będzie mogła odkrywać latami. Może rzeczywiście tak było. Wstał, żeby pogładzić jej włosy, a potem wziął za rękę i wrócili do głównego pomieszczenia. Było zdecydowanie ciszej i nie tak tłoczno, tylko kilku rozleniwionych krwiopijców siedziało w fotelach, z ludźmi śpiącymi w ich ramionach. Posłali mu senne uśmiechy, pogrążeni we własnych myślach. Cassir przyglądał im się, wyraźnie znudzony. Nie skorzystał z dzisiejszej nocy. Kiedy podszedł do stolika, nuda zniknęła z jego twarzy, zastąpiona wyczekiwaniem.
     - Spokojnie, obiecałem nie urywać ci głowy. Potem omówimy warunki. Tymczasem proponuję coś na poprawę nastroju.
Kot uśmiechnęła się do wampira, już spokojna. Wypuściła zwierzaka i usiadła razem z nimi. Kiedy dostała swoją gorącą czekoladę, wyglądała na naprawdę szczęśliwą. Jej świat wrócił na właściwe tory. Cassir nie spuszczał z niej poważnych oczu, jakby chciał pochłonąć ją spojrzeniem. To nie będzie prosta znajomość. Miał nadzieję, że ze względu na ich długoletnią znajomość, będzie się przy niej kierował rozsądkiem, a nie pragnieniami. Miał pełne prawo przypuszczać, że dałaby mu się pożreć, choćby z czystej ciekawości.
Sięgnął z rezygnacją po swojego kolorowego drinka, który płonął błękitnym ogniem. Marianna nie wybaczy mu takiej uległości.


                                                              ***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz