Fallow me

Fallow me

sobota, 28 stycznia 2012

Cassir c.d.

 Cassir c.d.

Kot miauknął z pretensją, kiedy przestała go głaskać. Pochyliła się, żeby go pocałować i wtedy dostrzegła jakiś ruch z boku. Od regału z książkami oderwał się cień i ruszył w jej stronę. Nie zauważyła go wcześniej. Cień okazał się kolejnym bladym mężczyzną o elektryzującym spojrzeniu i wspaniałym, miłym uśmiechu. Stanął nad nią, opierając dłonie o blat stołu. Miał ładne, blade paznokcie, na których odbijało się światło świec. Była niemal pewna, że mógłby pociąć ja nimi na kawałeczki. Ale on wyglądał całkiem przyjaźnie, może aż za bardzo. Czekał w milczeniu, kiedy mu się przyglądała, wciąż uśmiechnięty.
     - Jesteś tu nowa? Nie widziałem cię wcześniej.
Głos miał równie oszałamiający jak spojrzenie. Nie odpowiedziała, zbyt zaaferowana szczegółami jego wyglądu. Miał ciemne włosy opadające mu na twarz i oczy w kolorze burzowego nieba, wpatrzone w nią uważnie. Pod tą uwagą i pozorną  łagodnością kryło się coś jeszcze, czego nie chciał jej pokazać. Czy to, że rozpierał go głód i też przyszedł tu zapolować?
Kot wiercił się na jej kolanach, wyraźnie niezadowolony. Pogładziła jego pyszczek, nawet nie patrząc w dół. Wampir przysunął się bliżej i wyciągnął rękę, zabierając jej książkę.
     - „Trzech Muszkieterów”? Ile ty masz lat? - Wyglądał na zdziwionego, ciekawe czym? Przecież to była świetna książka. Zauważyła, że od jakiegoś czasu sporo osób się im przygląda. Niektórzy spoglądali na nich ukradkiem, inni nie ukrywali swojego zainteresowania ich rozmową. Napotkała kilka zagadkowych spojrzeń i nie był pewna, czy wyrażają zainteresowanie czy wrogość.
     - Wystarczająco. – Wzruszyła ramionami. Wiedziała, że dzieci w jej wieku interesują się innymi rzeczami, ale nikt nie zabraniał jej czytać, rodzice byli wyraźnie zadowoleni z faktu, że umiała zorganizować sobie zajęcie, które z ich strony nie wymagało zbytniego nakładu czasu, którego nie mieli w nadmiarze. Tak przynajmniej mówili. Chodzili razem na spacery, a tata nauczył ją grać w szachy i czasami siadali przy dużym stole w ich pokoju tocząc pojedynki, ale nie zdarzało się to często. Poza tym patrzyli na nią trochę przez palce, kiwając głowami nad jej chyba zbyt wybujałą fantazją. Nie byli źli, po prostu nie wiedzieli o wielu rzeczach. Tylko mama czasem z głębokim namysłem patrzyła, jak bawiła się z kotami. Z jakiegoś powodu się obawiała, ale nie umiała chyba wyjaśnić czego. Gdyby mogła zobaczyć ją teraz, tutaj, z kotem na kolanach i wampirem jako towarzyszem rozmowy, jej serce i głowa mogłyby tego nie wytrzymać. Zamknęła na chwilę oczy i westchnęła. Nie chciała myśleć o załamaniu matki.
Spojrzała znów do góry. Jeśli miała być szczera, ten mężczyzna wyglądał tu trochę nie na miejscu. Jakby fakt, że nie pochylał się nad niczyją szyją, w jakiś sposób go wyróżniał.
     - Czego pan chce?
     - Pytałem, czy jesteś z nimi – przypomniał z miną, którą można było nazwać urażoną.
     - Nie.
Odebrała mu książkę. Zdaje się, że Atos znów próbował się upić.
     - Myślałem, że dziś tylko oni mogą tu wejść, a ty po prostu nie znasz jeszcze zasad. Jak ci na imię?
     - Czy mama panu nie mówiła, że nie wolno rozmawiać z obcymi?
Z wyraźnym trudem powstrzymał się od parsknięcia śmiechem. Usiadł obok niej i przysunął się tak blisko, że dotykali się ramionami, a gdy się uśmiechnął, zobaczyła wysunięte kły. Zafascynowana, zapomniała o czytaniu i tylko wpatrywała się w jego twarz. Teraz wyglądał na zadowolonego, jakby osiągnął upragniony cel. Chwycił jej dłoń i podniósł do swoich ust.
     - Możesz dotknąć, jeśli chcesz. Nie bój się.
Powoli przyłożyła palce do jego policzka, potem zsunęła w dół. Pocałował je zimnymi ustami i pozwolił dotknąć swoich zębów. Kły były gładkie i ostre, jak u dzikiego kota. Ugryzł ją lekko, tak, by nie uszkodzić skóry. Po jej plecach przebiegł przyjemny dreszcz, na chwilę straciła oddech. Już wiedziała, dlaczego ludzie się do nich garnęli, nie stawiając oporu i nie okazując strachu. Nawet jeśli ta delikatność była tylko iluzją, to z pewnością kusiła wystarczająco, by zabić wszelkie obawy i odsunąć rozsądek gdzieś daleko. Poza tym, byli tu sami młodzi ludzie, którzy jeszcze nie umieli się bronić. Zabrała rękę, zawstydzona.
     - Kim oni są? Widziałam jak tu szli, chyba specjalnie dla was.
     - Klub Miłośników Wampirów. Tak o sobie mówią. Grupa dzieciaków, zaczytanych i zasłuchanych w stare historie i w nowy świat, gdzie zrobiono z nas piękne, magiczne istoty.
     - Tak wyglądacie, albo chcecie się takimi objawiać.
     - Dla nich, to jest tylko sen. Nie są tu naprawdę, przynajmniej nie świadomie. To zabawa, w którą chcą się bawić, nie do końca wierząc w nasze istnienie. Gdyby wiedzieli, nie byłoby ich tutaj, a przynajmniej większości z nich, a to stanowczo za mało. Nie ma nas tu wiele, ale mamy spore potrzeby. Myślałem, że jesteś jedną z nich.
Zaprzeczyła ruchem głowy. Nigdy o nich nie słyszała, wujek też jej nie uprzedził.
     - Może chcesz się zapisać?
     - Nie, dziękuję.
     - Wyglądasz na zainteresowaną.
     - Bo jesteście interesujący. Ale to nie znaczy, że pozwolę się zjeść, chociaż oni tulą się do was jak do maskotek.
Wampir zaśmiał się wreszcie, opadając na stół i chowając głowę w ramionach. Zrobiło się jej głupio i poczuła się bardzo nie na miejscu. Trwał tak przez dłuższą chwilę, nie mogąc się uspokoić. W końcu podniósł na nią rozbawione spojrzenie. Wyglądał tak, jakby chciał ją pożreć w całości na miejscu.
     - Może jednak się skusisz? Byłaby z nas udana para.
Znów zacisnął zęby na jej palcu, uśmiechając w taki sposób, jakby mógł spełnić każde jej marzenie. Nie mogła odwrócić głowy, nawet nie chciała. Nie sądziła, że byłby w stanie ją zranić, jeśli nie powiedziała wyraźnego „tak”. W tym świecie musieli trzymać się kilku zasad.
Tym razem kot zerwał się z jej kolan, sycząc ostrzegawczo. Czyżby uznał, że groziło jej niebezpieczeństwo? Wampir oderwał usta od jej ręki i patrzył na zwierzę zdumionym wzrokiem, jakby był duchem lub inną przerażającą zjawą.
     - Ona nie jest dla ciebie.
     - Wujek!
Zerwała się z miejsca, żeby go uściskać. Objął ją zaborczym gestem, całując w czubek głowy. Wtuliła się w jego ramiona.
     - Mam nadzieję, że nasz blady przyjaciel, nie narzucał ci się za bardzo?
     - Jeszcze nie, ale na pewno nikt mu nie powiedział, że nie należy rozmawiać z nieznajomymi.
     - Hmm, na pewno. – Pocałował z roztargnieniem jej policzek i posadził na stole. – Ty też powinnaś być ostrożniejsza, Marianna dostałaby zawału, gdyby cię z nim zobaczyła. Pomijam fakt, że to nadużycie naszego zaufania, w czasie gdy pilnujemy cię pod nieobecność rodziców.
     - Tylko rozmawialiśmy, no i się spóźniłeś. Co miałam zrobić? Nie chciałam być niegrzeczna… - Nadęła policzki. Na pewno była trochę winna, ale nie zrobiła też nic złego.
     - Dla mnie wyglądało to dość niebezpiecznie. Zdaje się, że będę musiał z kimś poważnie porozmawiać.
Spojrzał ponad jej głową na wampira, dość przyjaźnie jak przed poważną rozmową.
     - Adrian – Wampir ukłonił się. – To nie moja wina, dlaczego przyszła akurat dziś? Powinieneś ją ostrzec, albo sam przyprowadzić, zamiast kazać dziecku czekać. – Uśmiechnął się równie przyjaźnie, mrużąc piękne oczy. Zachichotała. Nie miała nic przeciwko małemu ugryzieniu, ale oni nie musieli o tym wiedzieć.
     - Kto jak kto, ale sądziłem, że akurat ty respektujesz tutejsze zasady, Cassir. Rozmawialiśmy na ten temat. Jeśli masz problemy z pamięcią lub wzrokiem, możemy cię do kogoś skierować. – Skinął ręką w stronę baru. Zagrzechotały kościane czaszki.
     - Dziękuję, nie trzeba.
Silna ręka spoczęła na jego ramieniu. Zmarszczył brwi, urażony taką zniewagą.
     - Chyba trochę przesadzasz. Jak długo się znamy?
     - Wystarczająco.
Pogładziła rękę wujka, chcąc go uspokoić. Czuła się jednak trochę winna. Kilka osób z sali znów uważnie się im przyglądało, wyglądali na zaniepokojonych. Dlaczego? Wampir był chyba rozbity, unikał jej wzroku. Chciała mu pomóc, ale nie bardzo wiedziała jak. Nie wyglądał na bardzo głodnego, może by jej nie zjadł.
     - Nic mi nie jest, naprawdę.
     - Ale coś mogło się stać. Chodź.
                                                                                                                                                                     
                                                                                                                                          c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz