Fallow me

Fallow me

środa, 14 marca 2012

Pierwsze wejście w mrok c.d


                   Kiedy się ocknęła, świat był rozmazany i niepewny. Miała tylko świadomość, że została sama. Czy walka już się skończyła? Było dziwnie, cicho i pusto, i tak jakby przestrzeń cierpiała. Usiadła w fotelu z którego prawie się zsunęła i rozejrzała po sali. Z jakiegoś powodu ciarki biegały jej po plecach i , nie mogła opanować drżenia. Była zupełnie sama, w pobliżu nie było żadnego kota i prawdopodobnie żadnego innego żywego stworzenia. Wrażenie pustki narastało z każdą chwilą. Jeszcze nie czuła strachu, ale na pewno duże, bezrozumne zdziwienie. Głowa chyba się jej wyłączyła, bo nie mogła poradzić sobie z ogarnięciem rzeczywistości. Nie miała pojęcia co powinna robić, więc tylko siedziała na swoim miejscu, gapiąc się w ścianę.
Coś zaszeleściło przy drzwiach. Stały tam obie: starucha i dziewczynka o wielkich, szklanych oczach. Zadrżała, czując mdłości. Skoro one tu były, to co stało się z tymi na zewnątrz? Wbiła palce w poręcze fotela, zagryzając usta. Co się stało?! Dziewczynka dała krok do przodu i Lochy zadrżały w posadach. Co miała zrobić? Uciekać, chować się? Atakować? Nie była w stanie normalnie myśleć, nawet poruszyć. Staruszka zaśmiała się ochryple, skrzekliwie, jak wiedźmy z bajek dla niegrzecznych dzieci. Dziewczynka machnęła ręką i stoliki między nimi rozpadły się z trzaskiem. Skuliła się, jakby to mogło ją ochronić przed odłamkami. To, co się do niej zbliżało nie było duchem ani zjawą, tylko czymś z gruntu złym. I bardzo żywym.
      - Zastanawiasz się, gdzie są wszyscy? – Staruszka wyszczerzyła zęby w złym uśmiechu. Do złudzenia przypominały poczerniałe  od czasu i używania kły. – Walczą z duchami i nawet o tym nie wiedzą! Nie domyślają się, że to tylko widma, cha cha cha… - Splunęła przez ramię i spojrzała ponuro po sali. Kot zamrugała powiekami. Jakie duchy? O czym ona mówiła? – Zdziwiona? Ale przy tak silnym medium, nie mają żadnych szans.
Medium? Jakie medium? Co mogło być tak silne, żeby zmylić ich wszystkich? Stolik przy którym siedziała rozsypał się w drzazgi, fotel odleciał do tylu i roztrzaskał się na ścianie. Dziewczynka podeszła do niej wolno, nawet na chwilę nie spuszczając z niej spojrzenia. Niebieskie oczy wpatrywały się w nią, nie pozwalając na najmniejszy ruch. Przełknęła ślinę, czując jak coś rośnie w jej gardle. To jeszcze nie był strach, ale coś bardzo mu bliskiego. Dziewczynka uśmiechnęła się do niej, niemal przyjaźnie i bardzo wyczekująco. Otworzyła blade usta, między którymi błysnęły małe kły. Staruszka wciągnęła głęboko powietrze, wyraźnie na coś czekając. Widziała ją całkiem dokładnie nad głową dziecka: oparła się o ścianę, zaciskając szponiaste palce na pomiętej i znoszonej spódnicy, miała szeroko otwarte oczy i oddychała ciężko, jakby nie mogła już dłużej czekać na to, co miało zaraz nastąpić. A ona nadal nic nie rozumiała.
Nagły ból wyrwał ją z zamyślenia i odrętwienia, odskoczyła do tyłu, jakby nagle poraził ją prąd. Dziewczynka trzymała rękę zaciśniętą na jej nadgarstku i szczerzyła w uśmiechu ostre zęby. To nie był uścisk dziecka, tylko czegoś niesamowicie silnego i obrzydliwego. Miała wrażenie, że po jej skórze suną oślizgle macki, starając się ją objąć. Czy to była ta stara magia, o której czasami wspominał Adrian? Wzdrygnęła się i spróbowała się uwolnić, ale nie miała tyle siły. Dziewczynka położyła drugą rękę na jej talii, obejmując ją w pasie, jej oczy zdawały się rosnąć i rosnąć…
      - Nareszcie, nareszcie… Teraz twoja kolej, teraz twój czas… Nareszcie… - staruszka mamrotała pod nosem niezrozumiałą litanię, wysuwając głowę do przodu, jak żółw. Jej oczy błyszczały podnieceniem, zacisnęła żółte zęby na wąskich, pomarszczonych ustach, aż popłynęła krew.
      - Czego ode mnie chcecie?! – Szarpnęła się, kiedy dziewczynka wtuliła się w nią, wbijając palce w jej plecy. – Puść mnie! 
      - Nie, nie, nie… Nienienienienie… - staruszka zatrzęsła się jak w gorączce, kręcąc na boki głową. Chwyciła się za ramiona, jakby próbowała za wszelką cenę zostać na miejscu i wybałuszyła na nią oczy. – Nie, nie, nie. Nic nie rozumiesz… Tak musi być, nie opieraj się. Tak musi być…
Upadła na podłogę, uderzając głową o deski. Dziewczynka uniemożliwiła jej jakąkolwiek drogę obrony, siadając na jej biodrach i chwytając za nadgarstki. Kości zatrzeszczały pod siłą uścisku, a głowa bolała ją niemiłosiernie. Nie mogła zrobić nic, nawet powstrzymać łez. Stara sapnęła  z zachwytem, wpatrując się w nie natarczywie – Tak, tak, tak! Teraz!
Dziewczynka rzuciła jej jedno przeciągłe spojrzenie i natychmiast umilkła, kuląc się w sobie. Twarz dziecka wykrzywił złośliwy grymas i znów spojrzała na nią, z poprzednim zadowoleniem.
      - Nie bój się – odezwała się po raz pierwszy i nie był to głos dziecka, ale czegoś, co musiało żyć już bardzo długo. Głęboki, natarczywy głos, ni to kobiety ni mężczyzny, kuszący i odpychający zarazem. Kot otworzyła szerzej oczy, wpatrując się w twarz, zawieszoną tuz nad nią. – Zabiorę cię w podroż i dam wspaniałe życie… Będziesz zadowolona. – Pocałowała jej policzek i przytuliła się na chwilę, by po chwili znów się jej przyglądać z tym irytującym zainteresowaniem. Zupełnie jakby oglądała nowe ubranie na wystawie.
      - Kim jesteś? – zacisnęła pięści, jeszcze raz próbując ją z siebie strącić.
      - Czy to takie ważne? Wybrałam cię. Teraz będziemy podróżować razem, zobaczysz dużo ciekawych miejsc i rzeczy. Takich, których nigdy nie miałabyś szansy obejrzeć. Trzymają cię w zamknięciu, ja dam ci wolność. Długo cię obserwowałam.
Ucałowała jej drugi policzek, potem czoło, zupełnie jakby nakładała na nią jakieś zaklęcie. Wokół nich narastał pomruk i ciemność, jakby pożerał ich wielki potwór. Wciągnęła głęboko powietrze, wystraszona. Dźwięk rósł i rósł, a dziewczynka nabierała innych kształtów. Jej ręce były jeszcze silniejsze, oczy nabrały ciekawej barwy, jakby ktoś zmieszał błękit z zielenią, usta nie były już dziecinne tylko dziewczęce i słodkie. Wysunęła do przodu teraz lekko zaostrzony podbródek, pełna satysfakcji. Pochyliła się, gładząc smukłymi palcami jej szyję i mrużąc skrzące oczy. – To nie będzie bolało.
Zadrapała skórę, do krwi. Nie bolało, ale czuła jak coś zimnego wdziera się przez ranę ,wysysając z niej ciepło i siły. Czuła  jak łzy ciekną jej po skroniach i wsiąkają we włosy. Gdyby był z nią jakiś kot, może miałaby szansę się obronić, uciec, może nawet odesłać to coś do Bramy. Ciekawiło ją, co się stanie z tymi, którzy zostali na zewnątrz. Może zjawy z którymi walczyli po prostu znikną? Taka naiwna myśl działała całkiem kojąco.
      - Martwisz się o nich? Jesteś naprawdę słodka.
Dziewczyna zmieniła się już prawie nie do poznania. Jej włosy ściemniały, oczy miały bardziej intensywną barwę, już nie wyglądały jak szklane kulki. Miała smukłe ręce i coś w jej twarzy wydawało się bardzo znajome. Uśmiechała się, a wokół jej głowy tańczyły zielone światełka. Nie była już dzieckiem tylko młodą dziewczyną. Odchyliła się trochę, żeby móc na siebie popatrzeć. Dotknęła swojej twarzy, szyi, piersi i brzucha. – Dziękuję moja droga. Jesteś naprawdę wspaniała. – Pogładziła jej włosy i pocałowała, delikatnie, jakby miała do czynienia z niemowlakiem. Kot rozpłakała się, chociaż nie wiedziała dlaczego. Co się stało? Nic nie rozumiem! – W głowie miała mętlik, chciała tylko zwinąć się w kłębek, z ukochanym kotem w ramionach i wypłakać tą nagłą pustkę. Czuła się tak, jakby świat zniknął i została zupełnie sama.
      - Nie jesteś sama, ja będę z tobą. Zapomnij o nich, im już nic nie pomoże. Mojego medium nie można pokonać, nic na to nie poradzisz. Będziemy teraz razem, przez całą wieczność… - Uniosła ją lekko i przytuliła, szepcząc kolejne zaklęcia. Opierała się ostatkiem sił, udało się jej odsunąć na chwilę, tylko na tyle, żeby spojrzeć jej w twarz. Zamarła… W lokach dziewczyny nadal tkwiła niebieska, zniszczona wstążka a włosy były w nieładzie, ale twarz na która teraz patrzyła, do złudzenia przypominała jej własne odbicie w lustrze. Twarz uśmiechała się do niej ze zrozumieniem i zadowoleniem, głodny język oblizał spragnione usta. Podniosła rękę i uderzyła ją, ale dziewczyna tylko się zaśmiała, rozbawiona. Uderzyła jeszcze raz i jeszcze raz, ale ona wciąż się śmiała, jakby atakowało ja dziecko.  – Mój mały głuptasek, jeszcze nie rozumiesz? Jestem teraz tobą. Mam twoje ciało, a za chwilę ty dostaniesz to, które ja miałam do tej pory. Nie martw się, zajmę się tobą…
      - Pani… Panie, nie zapominaj o mnie… - Staruszka klęczała niedaleko, wyraźnie wyczerpana i wystraszona. – Proszę, służyłam ci tyle lat, tyle lat…  Proszę – wyjąkała, z trudem łapiąc powietrze. Jej oczy były wielkie i proszące, szeptała swoja prośbę wciąż i wciąż, drżąc i kiwając się jak sierota. Jej odbicie poruszyło się leniwie, uśmiech gdzieś zniknął.
      - Twoje zadanie jeszcze się nie skończyło, muszę najpierw dokończyć rytuał. Odsuń się, wracaj na miejsce!
      - Panie, proszę… proszę… Obiecałeś mi, obiecałeś. Jestem tak bardzo zmęczona, już nie mogę. Uwolnij mnie!
Dziewczyna machnęła ręką.
      - Wracaj na miejsce, albo pożałujesz.
Stara poleciała do tyłu z głuchym krzykiem. Podniosła się na kolana, trzęsąc głową, po jej brodzie ciekła krew. Spojrzała na nie zdumiona, zdezorientowana i  w końcu zła.
      - Obiecałaś! – Wstała i znów ruszyła w ich stronę. Dziewczyna wykonała ten sam gest i kobieta zatrzymała się w miejscu, z głową odchyloną mocno w tył. Coś chrupnęło, usłyszała trzask i skowyt, jakby zabijano dzikie zwierzę. Wzdrygnęła się, usiłując ignorować mdłości. Dziewczyna przyciągnęła ją do siebie zaborczym gestem, znów mrucząc w nieznanym języku. Poczuła, że traci resztki kontroli i robi się dziwnie senna. Gdyby tylko miała tu kota.
      - Ćśśś… Nie myśl o tym. Teraz jestem już jedynie ja, nie potrzebujesz nikogo innego. Myśl tylko o mnie…
Kot, kot, kot, kot… - Mogła myśleć tylko o tym, tylko o jednym. Jeden cudowny, czarny kot, przy którym wszystkie inne były niezwykłe, a on pozostawał najwspanialszą istotą, jaka mogła chodzić po ziemi. Czarny kot, który przywitał ją po stronie Cienia, ten, który chciał bronić ją przed wampirem, który wyciągnął ją z Bramy.
Ciemność była coraz gęstsza, pochłaniała wszystko wokół włącznie z nimi. Dziewczyna zamilkła, rozglądając się z niepokojem. Więc to nie ona ją tworzyła.
Kot zamknęła na chwilę oczy, a gdy je otworzyła, nie widziała absolutnie nic. Czuła tylko uścisk dziewczyny, która zdawała się rosnąć i tracić niedawno przybrany kształt. Z jej strony dobiegło wrogie warczenie, jakby wyczuła coś, co mogło jej zagrażać. Znalazła się nagle w zupełnie nieludzkich ramionach, nad jej głową unosił się gorący oddech jakiegoś stworzenia, a z prawej strony dostrzegła słaby błysk, który przybliżał się z każdą chwilą i w końcu okazał się dwoma świetlistymi punktami osadzonymi w zagęszczeniu ciemności. Para kobaltowych oczu, niemal stalowych i złych, zatrzymała się na wyciągnięcie ręki od niej. Gdzieś w jej sennym umyśle pojawiła się nadzieja, że jej prośba została wysłuchana, ale nie mogła sobie przypomnieć, czy oczy kota, które pamiętała, były tak zimne i pełne nienawiści. Istota nad nią sapnęła, coś poruszyło się szybko i świetliste oczy zniknęły na chwilę, by zaraz pojawić się w tym samym miejscu. Uniesiono ją do góry, zawisła w powietrzu jak balonik, straciła równowagę i musiała oprzeć się o to, co ją trzymało. Dziwne ramię ujęło ją pewniej, odsuwając ją w miarę jak najdalej od przybysza. Nastąpiło kilka kolejnych ruchów, które poruszały nią w powietrzu, chroniąc przed napastnikiem, który wcale nie celował w nią. Ciemność poruszała się płynnie i szybko, najwyraźniej nic jej nie zagrażało. Po kilku kolejnych obrotach upadła nagle na ziemię, zahaczając ramieniem o coś ostrego. Istota nad nią zachichotała, sunąc teraz w jej kierunku. Zupełnie jakby zapach krwi całkowicie ją oszołomił.
Gorący oddech owiał jej twarz, poczuła ostre zęby na skórze. Kobaltowe oczy nagle znalazły się tuż obok niej i powoli wypełniały się ciemną czerwienią. Wstrzymała oddech, czując że zaraz straci przytomność. Było jej słabo i niedobrze, potwór nad nią wrzasnął. Mimowolnie spojrzała w górę i od razu tego pożałowała, ból rozsadzał jej czaszkę. Ciemność owinęła się wokół niej, otulając miękkim kokonem; to co ją trzymało, odsunęło się od niej gwałtownie z dzikim wrzaskiem i swądem spalenizny.
ONA JEST MOJA!!! 
Krzyknęła z bólu i rozpłakała się żałośnie, jak mała dziewczynka. Wszystko ją bolało a krzyk potwora wwiercił się w jej uszy jak piła mechaniczna. Nie widziała już nic i nie czuła nic poza przejmującym bólem, który zdawał się trwać w nieskończoność. Nie ustąpił nawet wtedy, gdy zdawało się jej że na pewno straciła przytomność. Miała wrażenie, że mijają godziny, a ona nie może się uwolnić w żaden sposób. Czy tak już zostanie?
       Wiedziała, że walka nadal trwa, mogłaby przysiąc, że słyszy ich uderzenia, krzyk i głęboki pomruk, który bardziej ją koił niż przerażał. Leżała w czymś miękkim, co ją chroniło przed ciosami, ale ból zdawał się wciąż narastać. Rzeczywistość wirowała, przestrzeń wokół była dziwnie niestabilna, wszystko było nie tak jak trzeba. Chciała tylko, żeby to się już skończyło.
Mruczenie było blisko, coraz bliżej, dotknęło jej policzka, zlizało łzy z jej twarzy, otuliło i pozwoliło nie myśleć, zapomnieć. Zasnęła chyba, z myślą, że pewnie teraz zostanie pożarta. 

                                                                                     c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz