Fallow me

Fallow me

niedziela, 24 lutego 2013

Stary Dwór (cz1)



          Kot wysiadła z autobusu na zasypany piaskiem chodnik i przeciągnęła się z lubością. Było upalne południe, słońce grzało przyjemnie, niebo nad nią było błękitne i czyste, wszystko pachniało nagrzaną ziemią i liśćmi, a las szumiał zachęcająco. Idealny dzień na wycieczkę.
Odwróciła się i uśmiechnęła leniwie do chłopca, który staną za nią. Wpatrywał się w zieloną ścianę lasu przed nimi; wsłuchany w śpiew ptaków, wdychał głęboko pachnące powietrze, nie zwracając na nią najmniejszej uwagi. Chwyciła go lekko za rękę i poprowadziła na leśną ścieżkę prowadzącą w głąb zielonej krainy, gdzie mieli spędzić wspaniały dzień, z dala od zgiełku miasta i spraw innych ludzi. Szli w milczeniu, podziwiając widoki, łapiąc kolorowe motyle i wąchając kwiaty. Miała wrażenie, że wszystko okrywa zasłona świetlistej nierealności, jakby samo Lato kroczyło razem z nimi, obejmując ich złotymi, ciepłymi ramionami. Lisi demon szedł cicho obok niej, zachwycony każda kępą trawy, każdym krzaczkiem, kwiatkiem i drzewem, jakby znalazł się w zaczarowanej krainie, obiecanej mu przed wiekami, gdzie żadne zło nie mogło go dosięgnąć. Tak bardzo różnił się teraz od chłopca, którego spotkała miesiąc temu, rannego i balansującego na krawędzi całkowitego załamania ze strachu. Nadal nie powiedział, kto go wtedy zaatakował. Mieszkał w domu Marianny i Adriana, nie ufał nikomu, prawie się nie odzywał. Zamknięty w czterech ścianach, obserwował wszystko czujnymi oczami , pochłaniając niezwykłe ilości surowego mięsa. Marianna cały czas go pilnowała, jakby się bała, że pozagryza ich we śnie jak kurczęta. Nie potrafiła zrozumieć, czemu Adrian tak szybko się do niego przekonał i pozwolił mu zostać, a przecież to był najlepszy sposób, żeby mieć go na oku. A może bardziej drażnił ją fakt, że siostrzenica mu ufała. A mały lis odnosił się do nich z pełnym rezerwy zainteresowaniem, próbując pojąć swoją obecną sytuację. Cassir go nie znosił, a chłopiec w pełni odwzajemniał to uczucie, wodząc za nim złotym spojrzeniem, spięty i czujny, najwyraźniej czekając na atak z jego strony. Co myślał o niej, nie była w stanie powiedzieć, bo zazwyczaj tylko na nią patrzył, z zupełnie obojętnym wyrazem twarzy.
Weszli na zalaną słońcem polanę, gdzie otoczony wielkimi drzewami stał Stary Dwór. Z zewnątrz wyglądał jak stary, opuszczony dom; z gankiem, piętrem i wieżą, obrośnięty bluszczem. Zielone pędy zawładnęły schodami, balustradą, zadaszeniem, starym ogrodowym stolikiem do herbaty i bujanym fotelem. Nawet dziecięca huśtawka zaczepiona na belce, nie uniknęła jego objęć. Pamiętała, że gdy była całkiem mała, miała podobną w domu, ale zniknęła gdy skończyła sześć lat. Wtedy nie rozumiała, czemu nagle musi obyć się bez jednej ze swoich ulubionych zabawek.
Do dworu prowadziła ścieżka ułożona z kamieni, dziwnie zadbana jak na tak opuszczone miejsce. Wcześniej była tu tylko raz, ale nie weszła wtedy do domu. Adrian powiedział jej, że mieszkają tu duchy, ale spotka je dopiero wtedy, gdy Stary Dwór ja zaakceptuje. Trochę się zdziwiła, kiedy powiedział jej potem, że dostała zaproszenie na wizytę i ma zabrać ze sobą Kitsune, który najprawdopodobniej tam zamieszka.
Weszli na schody, które zaskrzypiały niebezpiecznie pod ich ciężarem, trzeszczały i wyginały się z jękiem. Trawy zaszumiały, jakby chciały oznajmić ich przybycie. Odsuwała rękami pędy bluszczu, wchodząc w zieloną krainę. Czuła się jak prawdziwy kot: przedzierający się przez krzaki, czujny i uważny, łowca. Lisi demon szedł cicho za nią. Kiedy obejrzała się za siebie, zobaczyła jak bardzo jest zafascynowany. Jego oczy znów przybrały złotą barwę, źrenice  rozszerzyły, oddychał głęboko. Dwoje dzieci, zachowujących się jak dzikie zwierzęta tropiące ofiarę, lub czające się na przeciwnika. Uśmiechnęła się, ominęła zarośnięty stolik i wreszcie stanęła przed drzwiami. Nigdzie nie było dzwonka, nie pamiętała tez, jak Adrian wszedł do środka. Czy powinna po prostu zapukać? Podniosła rękę do góry i zobaczyła starą, ciężką kołatkę. Już prawie jej dotykała, kiedy coś stuknęło w głębi domu, podłoga zaskrzypiała i drzwi się otworzyły, ale nikogo w nich nie było. Kolejne pytanie: czy powinni wejść? Dom wydał z siebie przeciągły dźwięk, podobny do tego, jaki wydaja stare koty, by wyrazić swoje zadowolenie lub aprobatę. Uznała to więc za zaproszenie i ostrożnie przestąpili próg.
Stanęli w chłodnym, zacienionym korytarzu, który w niczym nie przypominał zewnętrznych ścian budynku. Był przestronny, wyłożony drewnem wypolerowanym na wysoki połysk, na podłodze leżał dywan, pachniało czymś przyjemnym, ale nie umiałaby tego nazwać. Przed nimi pięła się w górę piękna klatka schodowa, zwieńczona oknem, przez które sączyło się złote światło południa. Po lewej stronie korytarza, tuż za załomem schodów, stał stary zegar, który tykał rytmicznie, jak wielkie mechaniczne serce. Za nim było wejście do jakiegoś pokoju.
Kitsune przysunął się do niej nagle. Na schodach pojawiła się para, chyba w ich wieku, chłopiec i dziewczynka. Stali razem, trzymając się za ręce, z poważnymi minami na dziecięcych twarzach, ubrani w marynarskie mundurki, białe sandałki i podkolanówki w paski. Co najdziwniejsze, światło przelatywało przez ich drobne ciała, a pyłki tworzyły kolorowe chmurki w miejscu, w którym stali. Przyglądali się sobie przez chwilę, nic nie mówiąc. Wydawało się jej, że nawet zegar przestał tykać.
      - Witajcie. – Dzieci skłoniły się równocześnie, ich jasne włosy zafalowały w powietrzu, a światło utworzyło złote aureole wokół ich głów. Kot skinęła głową, lisi demon tylko patrzył.  – Stary Dwór was wita. Zapraszamy.
Uśmiechnęli się jednakowo i wskazali drzwi za zegarem. Zeszli po schodach i bezszelestnie poprowadzili ich za sobą. Salon był wielki, drewniany i pełen słońca. Pachniał herbatą i ciastkami z cukrem. Rozglądała się z zachwytem, nie bardzo wiedząc na czym najpierw zatrzymać spojrzenie. Duchy, bo to musiały być duchy, posadziły ich na sofie w orzechowe pasy, pośród poduszek i pluszowych misiów.
      - Jestem Marcel.
      - A ja Marylka.
Dzieci-duchy dygnęły i skłoniły się, poważne i uśmiechnięte. Kiedy była tu z wujkiem poprzednim razem, nie było ich tu, a przynajmniej ona ich nie widziała. Przywitał ich wtedy mężczyzna, który we wszystkim przypominał jej doskonałego kamerdynera i dżentelmena, rodem ze starych książek. Tych dwoje chyba chciało go naśladować, wyraźnie sprawiało im to radość. Starali się być dostojni i godni zaufania, pełni szacunku i gotowi spełnić każde życzenie gości. Postawili przed nimi tacę z imbrykiem pełnym aromatycznej herbaty, filiżankami i talerzem z górą ciastek, zerkając trochę niepewnie na jej towarzysza. Czy lisie demony jedzą ciastka? Może powinni podać coś innego, na przykład krwisty stek?
Kitsune spojrzał na zastawę, jakby leżały na niej jadowite węże, lub coś równie miłego. Uśmiechnęła się do niego i sięgnęła po ciastko, dając mu do zrozumienia, że z całą pewnością nie są zatrute. Obserwował ją gdy jadła, zaciskając mocno usta, ale gdy wreszcie się przekonał, że nic jej nie będzie, wyciągnął ostrożnie rękę i tez spróbował. Duchy, wyraźnie uradowane, natychmiast doniosły więcej słodyczy, obserwując każdy ich ruch. Zupełnie jakby nigdy nie widzieli nikogo w czasie posiłku.
      - Na pewno chcielibyście obejrzeć dom. Kasjan niedługo do nas dołączy i wszystko wam pokaże. Macie na coś ochotę? Możemy zrobić obiad, pobawić się, cokolwiek zechcecie. – Marcel wyszczerzył się w promiennym uśmiechu, patrząc na nią wyczekująco. Odwzajemniła uśmiech i uznała, że bardzo chętnie przyjrzy się z bliska zawartości salonu. Ciężko było jej usiedzieć w miejscu, kiedy wokół niej znajdowało się tyle interesujących rzeczy. Marcel ukłonił się szarmancko i zamaszystym gestem wskazał pokój, a Marylka bezskutecznie starała się na mówić młodego demona do zwiedzania. Siedział wciśnięty w swój kąt sofy i wyraźnie nie miał zamiaru się stamtąd ruszać. Wciśnięty pomiędzy miękkie poduszki i pluszaki, obserwował duchy krążące teraz wokół niej. Zastanawiała się przez chwilę, czy on przypadkiem nie chce jej chronić, ale zaraz wyleciało jej to z głowy. Wiedziała, że są tu bezpieczni. Dlatego spokojnie chodziła od półki do półki, podziwiając zbiór książek, sreber i porcelanowych figurek. Dotykała ich ostrożnie, nie ośmielając się ruszać ich z miejsca, za bardzo się bała, że mogłaby coś uszkodzić. Wszystko pachniało książkowym kurzem, papierem i słońcem. Dziwne, bo było tu bardzo czysto. Miała ogromną ochotę ściągnąć książki z półek i przejrzeć każdą z nich, zobaczyć jakie skrywają tajemnice. Duchy zachęciły ją, by przyjrzała się rzeczom z bliska. Sięgnęła ostrożnie po figurkę dziewczynki w niebieskiej sukience i kokarda tego samego koloru w jasnych włosach; dżentelmena opartego nonszalancko o regał, z parasolem w dłoni, ubranego w surdut i cylinder; piękną madame, która miała chyba być para dla dżentelmena, która stała przy rzeźbionej szkatułce na biżuterię, a w której znalazła stare listy, zasuszone liście i kwiaty, kawałki wstążek, jakieś stare monety. Usiadła na podłodze pokrytej miękkim, grubym dywanem i metodycznie wyjmowała wszystko ze szkatułki, badając szczegółowo. Wśród listów zaplątało się kilka zdjęć, na których przeważały kobiety ubrane w suknie z epoki i dzieci, ale był tam tez młody mężczyzna na bicyklu, para staruszków na tle piramid i gotycki kościół. Kiedy więc zjawił się Kasjan, siedziała wśród mnóstwa drobiazgów, zapominając o całym świecie.
      - Dobrze się bawicie? Mam nadzieję, że maluchy nie naprzykrzały się wam za bardzo, potrafią być męczący.
Kot zerwała się ze swojego miejsca i ukłoniła głęboko, chyba trochę zbyt zamaszyście, bo prawie straciła równowagę. Kasjan uśmiechnął się do niej i też ukłonił. Była już na tyle duża, by nie gapić się na niego bezczelnie, jak miały w zwyczaju całkiem małe dzieci, ale ciężko jej było oderwać spojrzenie od jego twarzy. Spuściła oczy, patrząc przepraszająco na czubki swoich palców ukrytych w skarpetkach. Mężczyzna patrzył teraz na Kitsune. Mierzyli się spojrzeniami, aż w  końcu Kasjan wezwał duchy do siebie, mówiąc coś do nich cicho, po czym odesłał.
      - Chodźcie, pokażę wam Stary Dwór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz