Fallow me

Fallow me

piątek, 9 maja 2014

Kohinoor - Wprowadzenie



      Wszystko czego pragnął, to wydostać się ze złotego więzienia, w którym tkwił tak długo, że prawie nie pamiętał swojego poprzedniego życia. W jego głowie pozostały niewyraźne, rozmazane obrazy z przeszłości: złota pustynia, zabawy z ogniem, smoki sunące po niebie lub wylegujące się w słońcu, jaskinie pełne malowideł, śmiech i zabawy. Wolność. Porwane skrawki tego, co kiedyś nazywał swoim życiem, a co zdawało się tylko sennym marzeniem.  Od wielu lat znał tylko złotą klatkę, w której miał wszystko czego mógł potrzebować, ale nie ulegał złudzeniu. Za złoceniami i zasłonami, skrywały się grube mury pełne zaklęć, uniemożliwiające mu ucieczkę.

      Dużo śnił. Dzięki zdobyczom techniki, mógł obserwować świat na zewnątrz. Czytał gazety, magazyny, książki, kolorowe pisma, oglądał telewizję. Wszystko to pobudzało jego wyobraźnię i na nowo rozbudzało tęsknotę za światem, który był poza jego zasięgiem. Dlatego w snach wędrował zielonymi, niekończącymi się lasami, wspinał na szczyty gór, łapał jaskrawe ptaszki i oglądał podwodne stworzenia, które tańczyły wokół niego w kolorowych korowodach. Przez tych kilka godzin czuł się wolny, świadomość rzeczywistości odpływała daleko w głąb jego umysłu, pozwalając zaznać mu chwilowego spokoju i swobody.
A potem znów otwierał oczy, wracając do tu i teraz, do zimna podziemi, miękkich poduszek i niewidzialnych łańcuchów. Tu nie było smoków, nie było wróżek, magicznych płomieni. To był świat po drugiej stronie, świat ludzi, szarych zasad i sztywnych umysłów, gdzie takich jak on mordowano za jeden niewinny płomyczek. Z jednej strony ten świat go fascynował, z drugiej szczerze go nienawidził.

      Jak wiele dni minęło, odkąd siedział w jednym miejscu, wpatrując się w zasłonę przed nim? Dwa, trzy, tydzień? Może dłużej. Fałdy materiału zdawały się teraz żyć własnym życiem i układać w jakiś tylko sobie znany wzór. Ale po bardzo długim czasie ten wzór zaczął nabierać znajomych kształtów.
A może to było tylko złudzenie. Może jego zmęczony umysł uparcie starał się znaleźć jakąś logikę w tym nieskładnym obrazie, który nie miał żadnego znaczenia? To był tylko materiał, wiedział to. A jednak teraz wyraźnie widział smoki pełzające po ścianach. Wiły się i przesuwały leniwie po całym pomieszczeniu, łącząc ze sobą i rozdzielając. Miały zwinne ciała w kolorze złota, które hipnotyzowały go swoim powolnym ruchem.
Pozwolił im się pochłonąć, zatonął w płynnym złocie, które przywoływało tak wiele wspomnień…
Zbyt wiele.

      Kiedy otworzył oczy, zobaczył, że Dariusz stoi pod ścianą i obserwuje go uważnie. Mężczyzna uśmiechał się lekko, oparty nonszalancko  o miękki materiał draperii, który tworzył dla niego wspaniało tło. Zupełnie jakby patrzył na żywy obraz.
      - Od jakiegoś czasu wydajesz się nieobecny, coś cię trapi?
Oczywiście, że coś go trapi. On. Mógłby mu to powiedzieć, ale milczał. Milczał już bardzo długo. Kiedyś, dawno temu, groził mu, potem prosił, wreszcie błagał o uwolnienie. Żadna z tych rzeczy nie przyniosła skutku, czemu więc teraz miałby mówić cokolwiek, skoro nie miał nic do powiedzenia? Powtarzanie pustych próśb zmęczyło go tak bardzo, że od dziesiątków lat nie prosił już o nic.
      - Mógłbyś czasem ze mną porozmawiać. Chciałbym wiedzieć, co zaprząta twoje myśli.
Ile razy próbował wciągnąć go w rozmowę o z pozoru banalnych rzeczach? Niezliczoną ilość razy. I zawsze kończyło się to jakimś zadaniem do wykonania. Zawsze pragnął wykorzystać jego zdolności do czegoś okropnego. Ile niewyjaśnionych pożarów w mieście było jego dziełem? Jak wiele osób zabił, nie będąc tego świadomym? Nie wiedział tego. Nie chciał wiedzieć. Gdyby podano mu liczby, próbowałby roztrzaskać własną głowę o kamienny mur. Dlatego nie odzywał się i nie patrzył na niego tak długo jak tylko było to możliwe. Nie znosił jego widoku, zapachu, obecności. Gdyby mógł, udusiłby go gołymi rękami.
Dariusz oderwał się od ściany, sięgnął do stolika który stał obok i podszedł do niego. stawiając przed nim tacę pełną owoców granatu, przekrojonych i gotowych do zjedzenia. Musiał tylko wyciągnąć po nie rękę. Nie poruszył się jednak i tylko wpatrywał w owoce. których sok zdecydowanie zbyt bardzo przypominał krew. Na ich widok coś drgnęło w jego umyśle. Sok na tacy zdawał się poruszać, tak jak wcześniej złote zasłony na ścianach. Bardzo chciał zamknąć oczy, ale nie potrafił. Wiedział, że te obrazy to jedynie majaki i że Dariusz obserwuje go uważnie, mimo to nie potrafił się odwrócić i po prostu ich odegnać.
Czerwona ciecz na jego oczach zaczęła wypływać z tacy i wić się po kamiennej podłodze, a złote smoki spełzały ze ścian, by ją zlizać.
Złoto i czerwień.
Krew i ogień w jego żyłach.
Życie. Śmierć.
Wszystko sprowadzało się do tych dwóch kolorów. To co na zewnątrz i to co tkwiło w nim. Tak bardzo pragnął skończyć to wszystko.
Przeklęte, nieśmiertelne życie Ifryta.
Były chwile, gdy chciał wydłubać sobie oczy, żeby nigdy więcej nie śnic na jawie, ale dobrze wiedział, że gdy tylko zamknie powieki, w ciemności pokażą się znacznie gorsze obrazy, które serwowała mu wyobraźnia i wspomnienia. Dlatego nadal miał oczy, dlatego od dawna sam się nie kaleczył. Jedynym skutkiem tego wszystkiego była wzrastająca moc Dariusza. Zebrał każdą kroplę krwi, jaka kiedykolwiek wypłynęła z jego ciała. Nie wiedział jak to zrobił, ale znalazł sposób na wykorzystanie tej krwi w swoich czarodziejskich rytuałach. Świat Cienia dawał wiele możliwości tym, którzy wiedzieli gdzie szukać, a Dariusz doskonale wiedział czego chce. Dlatego zabrał go ze świata złotego cienia i wrzucił prosto w paszczę ciemności, śmierdzącej krwią i śmiercią. Przerobił go na broń, której nic nie potrafiło się oprzeć. Jego przeciwnicy nie byli odporni na tego typu moc, nie spodziewali się jej. Kiedyś, na samym początku, nie miał nad nim litości. Kiedy walczył, kazał mu brać w tym czynny udział i patrzeć na to, co robił swym wrogom lub przypadkowym ofiarom. Był wyrafinowany, subtelny. I okrutny. Bawiło go, gdy groził mu odwetem lub samobójstwem, śmiał się, gdy prosił o uwolnienie, lub chociaż chwilę wolności. Kiedy zaczął go błagać, głaskał go po głowie, obejmował pocieszająco i mówił „nie”, z najczulszym i najzimniejszym uśmiechem na jaki było go stać. Łzy wywoływały u niego fascynację i uniesienie, ale na pewno nie współczucie. Kiedy uznał, że za bardzo się skarży, zabierał go na place targowe i pokazywał procesy ludzi oskarżonych o czary, a potem kazał mu patrzeć, jak skazani są torturowani, paleni lub topieni. Po takiej sesji zamykał się w sobie i robił wszystko, o co mag go poprosił. Dni spędzał na gapieniu się w ściany lub podłogę, niemym słuchaniu i ukrywaniu się przed wzrokiem swego dręczyciela. Oczywiście niewiele mu to pomagało. Po jakimś czasie cały proces się powtarzał i tak aż do momentu, w którym wpadł w całkowite odrętwienie.  Dariusz szybko nauczył się jak kontrolować jego moc poza nim. Zamykał go w dobrze strzeżonym pokoju lub lochu i sam ruszał załatwiać swoje sprawy, po czym wracał zadowolony, pełen dobrych chęci i czułości.  Karmił go smakołykami, ubierał w piękne szaty, sprowadzał dla niego muzyków i aktorów, sztukmistrzów i filozofów, malarzy, pisarzy i całą resztę świata, w którym tak chętnie się pławił.
A on coraz bardziej brzydził się samego siebie.

      Kiedy ocknął się ze wspomnień, był sam. Dariusz odszedł, zostawiając tacę z owocami tam gdzie stała. Obok niej znalazł jeszcze jedną, na której mag zostawił dzbanek z pachnącą kawą i słodyczami. Czy naprawdę sądził, że to złagodzi jego ból i wyrwie z odrętwienia?
Przełknął ślinę i zdał sobie sprawę, że naprawdę jest głodny, a sny pozostawiły na jego języku nieprzyjemny, metaliczny posmak.
Sięgnął po dzbanek i filiżankę. Kawa była mocna i gorąca, pomogła niczym magiczne zaklęcie. Przetrzymał ją w ustach przez kilka uderzeń serca i przełknął z lubością. Kiedy wypił pierwszą porcję, od razu nalał sobie więcej. Zjadł jeszcze kilka słodkich ciastek i kandyzowanych owoców, które cudownie kontrastowały z silnym, goryczkowatym smakiem kawy. Metaliczny posmak zniknął całkowicie, będąc teraz jedynie słabym echem zapomnianego snu. Westchnął, dziwnie odurzony powrotem do rzeczywistości. Pokój nabrał bardziej intensywnych barw, czuł miękkość poduszek i narzut na których leżał. Zastanawiał się, czy Dariusz nie dorzuca mu czegoś do jedzenia lub picia, ale ostatecznie odrzucił ten pomysł. Nie miał powodów, by robić coś takiego. Powąchał jeszcze raz kawę w dzbanku. Może to o nią chodziło? Była bardzo dobra, intensywna. Smakowała domem, jego odległym wspomnieniem. Zamknął oczy i tym razem zobaczył miasto skąpane w złotym blasku słońca, kopuły minaretów, palmy, feerię kolorów i zapachów. Wciągnął w płuca powietrze przesycone wonią korzennych przypraw i pyłu. W jego głowie pojawiło się nieśmiałe pragnienie. Chciałby tam wrócić, choć wiedział, że to niemożliwe. Dariusz nigdy już nie wypuści go na zewnątrz, nigdy nie pozwoli zobaczyć blasku słońca, poczuć ciepła na skórze. Podniósł się gwałtownie i wstał z posłania, idąc do komputera. Usiadł przy starym biurku, na którym stała czarna skrzynka, wydająca z siebie nieustanny, cichy szum. Włączył urządzenie i wyświetlił obraz z kamer zamontowanych w pobliżu miejsca ich zamieszkania.
Na zewnątrz było jasno i ciepło, wszystko tonęło w kolorach jesieni. Drzewa przybrały kolory, jakich nie było w jego świecie. Zielenie, wszelkie odcienie brązu, czerwieni i żółci, oraz wszystkie ich kombinacje. Wiatr poruszał delikatnie koronami drzew i krzewami. To go rozdrażniło. I tak nie miał dokąd uciec, więc czemu nie mógł czasami wyjść z tego lochu? Wstał z krzesła i zaczął nerwowo spacerować po pokoju. Wiedział, że to nierozsądne i że Dariusz na pewno zacznie dociekać powodów jego irytacji. Mimo to krążył dalej, stawiając zamaszyste, niespokojne kroki. Pokój, choć pełen ciekawych rzeczy, wydał mu się nagle za ciasny i nudny, a wszystkie przedmioty pozbawione znaczenia. Chciał dotknąć czegoś żywego.
Kogoś żywego.
Stanął w miejscu, zacisnął mocno pieści i odetchnął głęboko. Zapyta go. Zapyta, czy może iść na spacer. Wziął jeszcze jeden głęboki oddech i wrócił do komputera. Mógł się złościć ile chciał, ale nic by tym nie osiągnął, dobrze o tym wiedział.
Kamery rejestrowały obraz na dużej przestrzeni, mógł więc zobaczyć coś więcej niż tylko najbliższą okolicę, którą normalny człowiek na pewno nie nazwałby zachęcającą, ale to właśnie na niej się teraz skupił. Mieszkał na cmentarzu rozciągniętym na wzniesieniu, położonym między główną ulicą tej części miasta, a koszarami Dragonów. Gdzieś nad nim znajdowała się kaplica, a wokół niej stare nagrobki. Było cicho i spokojnie, nie zauważył żadnych wandali ani innych elementów społecznych. Wydawało mu się też, że cmentarz jest czystszy i bardziej zadbany niż kiedy go ostatnio oglądał. To była już ta pora roku, kiedy celebrowano zmarłych, ale dziś zdawało się, że w tym miejscu nie ma smutku. Zupełnie, jakby był tylko parkiem, do którego wybierają się rodziny i zakochani, by pospacerować wśród zieleni.
Jego uwagę przykuł niewielki ruch po lewej stronie kaplicy. Najpierw sądził, że tylko mu się wydawało, ale potem zobaczył, że zza załomu wychyliła się niewielka postać, uzbrojona w aparat fotograficzny. Dziewczyna była jeszcze młoda, właściwie dziecko. Obserwowała świat przez maleńki wizjer, przechylając się mocno na bok, by uchwycić jakiś obraz, który zobaczyła. Wyglądało to tak, jakby przez obiektyw patrzyła wprost w zimne oko kamery, a przez nią na drugą stronę, aż do niego. Stała w tej dziwnej pozycji jeszcze przez jakiś czas, aż w końcu ukucnęła przy schodach kaplicy, nie odrywając aparatu od twarzy. Zauważył, że palec na spuście migawki poruszył się trzy razy, nim wreszcie ułożyła aparat na kolanach. Usadowiła się wygodniej na zimnych kamieniach i oparła o ścianę, zupełnie jakby była w domu, a nie w miejscu spoczynku zmarłych. Dziwne dziecko.
Poruszył się niespokojnie na swoim siedzeniu. Coś kazało mu wstać i wyjść na zewnątrz, ale jak niby miałby to zrobić? Pochylił się nad monitorem, starając odczytać wyraz jej twarzy. Miała zamknięte oczy, oddychała lekko i spokojnie. Zza nagrobka wyszedł kot i podszedł do niej powoli, stawiając miękkie łapy z wielką ostrożnością. Mimo to, gdy tylko znalazł się przed nią, otworzyła nagle oczy i uśmiechnęła się sennie. Kot zamarł, a potem podszedł bliżej, lawirując w trawie. W końcu musnął nosem jej nogę i powąchał aparat. Dziewczyna wyciągnęła rękę i dotknęła delikatnie jego ucha, potem przesunęła palcami powoli wzdłuż kręgosłupa. Kot wygiął się z lubością i wskoczył jej na nogi. Kot i dziewczyna spojrzeli na siebie , widocznie dobrze się znali. Odłożyła aparat i przygarnęła do siebie zwierzę. Czarny jak noc łebek wtulił się w jej szyję, a potem kobaltowe oczy spojrzały wprost na niego. Odsunął się z sykiem od ekranu, wystraszony. Co to było? Czy ten kot go zauważył? Nie, niemożliwe, musiało mu się wydawać. Zwierzak wciąż tulił się do tej dziewczyny, wyraźnie zadowolony. Wiedział, że koty są bardzo wrażliwe, ale nie sądził, by jakiś mógł go tu odnaleźć. Ostatecznie Dariusz założył tak silne osłony po to, by nikt ani nic nie mogło wiedzieć o jego istnieniu.
Złapał kilka wdechów i znów wpatrzył się w ekran. Dziewczyna mówiła coś do czarnego kota, który słuchał jej uważnie. Gdy skończyła, polizał jej palce i zeskoczył na ziemię, oddalając się powoli. Gdy zniknął wśród kamiennych płyt, pojawiła się kolejna dziewczyna, machając ręką na powitanie. Stały teraz we dwie pod zamkniętą bramą kaplicy, z aparatami w dłoniach, rozmawiając o czymś. Nowo przybyła dziewczyna śmiała się wesoło, najwyraźniej rozbawiona. To było ciekawe. Bardzo chciał stać tam razem z nimi, posłuchać o czym rozmawiają, poczuć ich zapach. Tutaj znał tylko obecność swoją i maga, zimne kamienie i zapach ziemi. Nic innego się tu nie przedostawało. Był ciekaw, jak pachną dziewczęta w tym stuleciu. Zatęsknił za dotykiem delikatnych dłoni i dźwiękiem słodkich głosów.
Westchnął, patrząc jak obie dziewczyny odchodzą wydeptaną ścieżką w głąb cmentarza. Wkrótce zniknęły mu z oczu, pochłonięte przez kolorowy krajobraz. Odchylił się na oparcie krzesła, nie odrywając wzroku od ekranu komputera. Miał wrażenie, że ktoś mu się przygląda z tamtej strony, choć w zasięgu kamery nikogo nie widział. Objął się ramionami, pierwszy raz od bardzo długiego czasu czując prawdziwy niepokój, podszyty strachem. Dlaczego? Czy wystraszył się tego kota o nieziemskich oczach? To tylko zwierzę, nawet jeśli swobodnie wędrowało między światami.
Odchylił się do tyłu i zamarł. Dariusz stał tuż nad nim, uśmiechając się. Położył mu ręce na ramionach i pochylił się do przodu, mrużąc oczy. Wstrzymał oddech, czekając na jego reakcję. W końcu mag cofnął się nieco, ale nie odsunął rąk.
      - Spodobały ci się? – Spojrzał na niego z góry, uważnie sondując jego twarz. Wciąż się uśmiechał. – Młode dziewczęta są fascynujące, rozumiem cię. Znam je obie i jeśli mnie ładnie poprosisz, mogę je tu przyprowadzić.
Zadrżał. Naprawdę mógł to zrobić? Sprowadzić tu kogoś niepostrzeżenie? Na dno cmentarza? Dariusz pochylił się do jego twarzy, z najczulszym i najbardziej złowrogim uśmiechem.
      - Dziewczęce serca kryją w sobie wiele tajemnic. I wiele mocy – wyszeptał, obejmując go ciasno. Obraz na ekranie zmienił się nagle, pokazując ujęcie z jakiejś innej kamery. Dziewczęta pochylały się nad starą płytą nagrobną, próbując odszyfrować niemal całkowicie wytarty napis. Ta, którą zobaczył pierwszą, dotknęła delikatnie omszały kamień, szepcząc coś bezgłośnie. Jej koleżanka, przeżegnała się z poważną miną, choć był niemal pewien, że to co wyszło z ust tamtej dziewczyny, nie było modlitwą. Dariusz pocałował go w policzek.
      - Pragniesz czystego serca, mój drogi? Mogę ci je podarować. Czyste, nieskalane serce, pełne pradawnej mocy, nieświadome świata, który je otacza. Tak bardzo podobne do twojego. Jestem pewien, że każda dziewczyna oddałaby ci swoje z własnej woli. Wyrwałaby je wprost z własnej piersi, gorące i kochające. Dar, któremu nic innego nie może dorównać. To będzie mój prezent dla ciebie.
Dariusz puścił go, zostawiając samego. Zwinął się na krześle, podciągając kolana pod samą brodę. Ukrył twarz w ramionach i pozwolił by łzy swobodnie spływały po jego policzkach. Był zdruzgotany. Łkał cicho, niezdolny do odpowiedzi. Nie powiedział „nie”. Był zbyt zszokowany, by od razu zareagować na jego słowa. Nie wierzył, że zrobi coś takiego. Coś tak okrutnego nie ujdzie uwadze w dzisiejszych czasach. Obie dziewczyny z całą pewnością mają rodziny, które będą ich szukać, a śledztwo na pewno zaprowadzi ich tutaj. To po prostu nie było możliwe!
Nie, nie, nie… 

         „Czyste, nieskalane serce. Jestem pewien, że każda dziewczyna oddałaby ci swoje z własnej woli. Wyrwałaby je wprost z własnej piersi, gorące i kochające”. 
         „To będzie mój dar dla ciebie” .

Nie!


                                                                     ~~ * ~~


4 komentarze: